
22-krotne mistrzynie Polski wchodzą w finałową fazę sezonu ze stratą dwunastu punktów do liderek i obrończyń tytułu z Lubina. Przed nimi dziesięć spotkań ligowych i rywalizacja w ramach krajowego pucharu. Z trenerem biało-zielonych, Piotrem Dropkiem rozmawialiśmy o formie jego podopiecznych, rywalizacji z ligową czołówką i przyczynach niezadowalających wyników sportowych.
Przed nami finałowa faza sezonu PGNiG Superligi Kobiet. Czego możemy oczekiwać od lubelskiej drużyny w najbliższych dziesięciu meczach?
Chciałbym przede wszystkim, byśmy w każdym meczu dawali z siebie sto procent. Żebyśmy walczyli do upadłego, mieli wiarę w to, co robimy i walczyli o jak najlepszy rezultat w każdym z dziesięciu meczów, jakie zostały nam do rozegrania. W grupie mistrzowskiej są zespoły, które będą się bić o medale. Każdy będzie chciał odnieść zwycięstwo. My w każdym meczu chcemy podjąć walkę i grać najlepiej, jak potrafimy. Pozostało dziesięć spotkań i oczywiście w każdym z nich chcielibyśmy wygrać.
Które aspekty gry MKS-u należy szczególnie poprawić?
Musimy grać na pełnej koncentracji i minimalizować błędy własne. Wtedy będziemy mogli myśleć o wysokich wygranych. Musimy wyeliminować takie elementy jak np. nieskuteczne długie podanie przy kontrataku, czy podanie do koła, na które nikt nie czeka poza rywalem. Na pewno musimy poprawić naszą odpowiedzialność za to, co robimy na parkiecie. Bez niej nie da się rozwiązywać pewnych boiskowych sytuacji. Szczególnie w meczach na styku. Musimy każdą akcję, każdą piłkę tak dopieścić, żeby była wypracowana pozycja. Najlepiej sam na sam z bramkarką. Musimy być też w tych sytuacjach bardziej skuteczni. W takich meczach, jak ostatnie spotkanie w Kobierzycach, każdy szczegół ma znaczenie.
Co zawiodło w ostatnim meczu rundy rewanżowej w Kobierzycach?
Gospodynie wiedziały, jak wygląda sytuacja w tabeli i robiły co w ich mocy, by z nami wygrać. U nas tej determinacji chyba było niestety nieco mniej i to było widać szczególnie w pierwszej połowie. Znaliśmy stawkę meczu i nie było mowy o luźnym podejściu do rywalek, ale w pierwszej fazie spotkania "Kobierki" nas zdominowały. Oczywiście mieliśmy swoje szanse, by ta przewaga po pierwszych trzydziestu minutach nie była tak wysoka. Weszliśmy jednak w drugą część spotkania ze stratą sześciu bramek. Po zmianie stron ruszyliśmy zdecydowanie mocniej w obronie oraz odważniej w ataku i kontrataku. Udało nam się uzyskać kontakt, ale później nastąpił przestój. Chyba dziewczyny uwierzyły, że udało się im odrobić stratę. Z minus sześć zrobiło się minus jeden i ogień przygasł. Mieliśmy okazję, by zremisować, lecz popełniliśmy dwa błędy z rzędu. Do tego doszła nieskuteczność. Była nawet sytuacja sam na sam, lecz piłka nie chciała wpaść do bramki. Wybiło nas to z rytmu, a szczypiornistki z Kobierzyc po dziesięciu minutach się otrząsnęły. W ich grze pojawiło się więcej konsekwencji, ale już na niższej intensywności, niż przed przerwą. Zgubiliśmy koncentrację. Być może wynikało to z zadowolenia po odrobieniu strat. Chcieliśmy spokojniej rozgrywać, zamiast wciąż przeć do przodu. Zemściło się to na nas. Kobierzyce znów odskoczyły na trzy, cztery bramki. Mieliśmy w tym meczu swoje szanse, by złamać rywali i odwrócić losy starcia. Zdecydowała jednak nasza niefrasobliwość w pewnych momentach i nadmierne ryzyko. Nasze rywalki wróciły do swojego grania i dowiozły zwycięstwo do końca.
Podobny moment rozprężenia mogliśmy obserwować pod koniec ostatnich wygranych spotkań z ekipami z Piotrkowa Trybunalskiego i Elbląga.
W tych dwóch meczach prowadziliśmy wysoko. W końcówkach przyszło rozprężenie i strata przewagi. Graliśmy naprawdę fajnie do 50., może 55. minuty. Dominujemy i nagle niweczymy wypracowane prowadzenie. Zawodniczki dopadło rozluźnienie. Uciekła motywacja i doszło do roztrwonienia wysokiego wyniku. To nie powinno się przytrafiać klasowemu zespołowi. 22-krotne mistrzynie Polski muszą grać od początku do końca. Trzeba utrzymywać wysoką intensywność przez pełne 60 minut. Przewagę powinniśmy nie tylko zachować, ale wciąż ją budować. Tego typu przestoje zdarzają nam się niestety zbyt często. Z różnym skutkiem. W kontekście tych konkretnych spotkań na szczęście obyło się bez straty punktów. W Kobierzycach natomiast przez cały mecz goniliśmy wynik. Gdy doszliśmy na dystans jednej bramki, zeszło ciśnienie. Spadł poziom mobilizacji. Zespół zaczął spokojniej rozgrywać piłkę, zamiast wciąż przeć na bramkę. Zabrakło skuteczności, pojawiły się złe wybory, słabsze podanie. Efekt wszyscy znamy.
W Lublinie nikt nie cieszy się z porażki. Wygrana Kobierzyc jednak z pewnością pozytywnie wpłynęła na atrakcyjność rozgrywek w kolejnej fazie.
Jestem szczególnie rozczarowany sposobem, w jaki rozegraliśmy ten mecz. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wygrana w tym spotkaniu ustawiłaby nas przed podziałem tabeli. Odskoczylibyśmy na osiem punktów. Nasze rywalki też zdawały sobie z tego sprawę i podeszły do spotkania mocno zdeterminowane. To było widać na parkiecie. Atrakcyjność rozgrywek w fazie finałowej z pewnością zyska na tym, że między drugim a trzecim miejscem jest tak niewielka różnica. Nas to jednak nie cieszy.
Trwa ligowa przerwa. To czas analizy i trenowania nowych rozwiązań?
Staram się poprawiać wciąż pewne elementy, by zespół grał coraz lepiej i utrzymywał koncentrację przez pełne 60 minut. Musimy sprawić, by drużyna rozgrywała pewne zawody, nie tylko przez ułamek spotkania, a pełny dystans. Są symptomy wskazujące na to, że idziemy w dobrym kierunku. Później wszystko weryfikuje boisko. Są mecze, gdy kontrolujemy wynik, a pod koniec gubi nas niefrasobliwość. Mecz z Kobierzycami pokazał jednak, że nie da się grać falami. Trzeba wskoczyć na wysoki poziom intensywności w pierwszej minucie i utrzymać go do końcowej syreny. Mecz nie trwa kwadrans, lecz godzinę. Na rezultat pracuje się przez cały mecz, a nie chwilami lepszej gry. Pracujemy nad tym. Jest kilka kwestii, na które musimy zwrócić szczególną uwagę. Na pewno jest w naszej grze sporo do poprawy. Będziemy się koncentrować na uszczelnieniu obrony. Niestety ostatnio pojawiło się w defensywie kilka szkolnych błędów, które nasze rywalki wykorzystały. Na treningu często wygląda to przyzwoicie. Założenia taktyczne w trakcie meczu czasem jednak wciąż uciekają i skutkuje to utratą bramek.
Jak sztab szkoleniowy ocenia nowy terminarz i przede wszystkim kumulację najbliższych meczów z Eurobud JKS-em Jarosław?
Terminarz jest, jaki jest i trzeba go zaakceptować. Sytuacja na początku rundy jest szczególna. Gramy dwa mecze u siebie z Jarosławiem. Takie same warunki są dla obu drużyn. Może dla nas nieco bardziej komfortowe, bo jednak gramy we własnej hali. JKS przyjedzie walczyć. Jest obecnie na fali wznoszącej. My gramy przed własną publicznością i na pewno nie odpuścimy. Kibice zawsze nas wspierali i wierzę, że tak będzie też tym razem. Liczę na to, że doping lubelskiej publiczności poniesie nas do dwóch zwycięstw. Ja mogę zagwarantować, że będziemy walczyć do upadłego.
Zbliża się ćwierćfinał PGNiG Pucharu Polski. Lubelski MKS ostatni raz triumfował w tych rozgrywkach pięć lat temu. Z uwagi na sytuację w lidze, rozgrywki pucharowe stały się dla zespołu priorytetowe?
Dla nas wszystkie rozgrywki, w których uczestniczymy, są istotne. Wychodzenie na boisko bez wiary w zwycięstwo nie ma sensu. Mecze się układają różnie. Nie wyobrażam sobie jednak tego, byśmy jakiekolwiek rozgrywki odpuszczali. Zespół musi uczyć się odpowiedzialności. W każdym meczu chcemy podjąć walkę i grać coraz lepiej. Oczywiście, jak każdy chcielibyśmy na koniec sezonu wznieść do góry trofeum.
Liderki odjechały reszcie stawki. To KPR Gminy Kobierzyce jest obecnie głównym rywalem MKS-u?
Zespół z Lubina to drużyna naszpikowana reprezentantkami kraju. Nie tylko Polski. Jest tam też reprezentantka Brazylii, która jest jedną z lepszych rozgrywających ligi. Patricia Matieli z powodzeniem mogłaby grać też w silniejszych rozgrywkach. Jest tam również reprezentantka Czech, Karin Bujnochova. Drużyna dobrze się rozumie. Grają w podobnym składzie od paru lat. W trwających rozgrywkach na pewno mają najrówniejszą formę i grają bardzo fajną piłkę ręczną. Tego nie da się ukryć. Obecnie w tabeli sąsiadujemy z Kobierzycami. Tamtejszy zespół traci do nas tylko dwa punkty. Na pewno walka między nami w tym sezonie nabrała rumieńców. Pani trener Edyta Majdzińska nie bez powodu od kilku sezonów dostaje „Gladiatora” w kategorii „Najlepszy trener”. W Kobierzycach trzon zespołu też trenuje razem od kilku sezonów. Są to zawodniczki bardzo solidne. Widać, że niektóre z nich uzyskały awans sportowy i wskoczyły do narodowej kadry. Mam tu na myśli, chociażby lubliniankę, Aleksandrę Olek, czy tamtejszą kapitan, Mariolę Wiertelak. Obie przebojem weszły do reprezentacji. Przed sezonem do Lubina odeszła Basia Zima, wcześniej tę samą drogę obrała Kinga Jakubowska. To były znaczące ubytki. Reszta jednak wciąż jest w Kobierzycach i trenuje razem od dawna. Widać, że jest to zespół poukładany. Przed nami jest jeszcze parę spotkań, w tym po dwa bezpośrednie starcia z tymi zespołami i będzie okazja, by się wykazać.
Ponowne zdobycie srebrnego medalu to plan minimum?
Plan minimum i obecnie też maksimum. Zawsze celujemy w zwycięstwo. Chcemy wygrywać w każdym meczu. Życie jednak pewne plany weryfikuje. Trudno wyobrazić sobie, by w ramach ostatnich dziesięciu spotkań Zagłębie roztrwoniło tak wysoką przewagę. Walka na dwóch pozostałych miejscach ligowego podium na pewno zapowiada się dla kibiców ciekawie. Przed nami dziesięć spotkań. Jest okazja do tego, by powalczyć i pokazać komu się należy to drugie miejsce. Przed nami też rozgrywki PGNiG Pucharu Polski. Chcemy wygrywać na obu frontach.
W bieżącym sezonie o tytuł będzie trudno. Co należy zrobić, by dogonić Zagłębie Lubin w kolejnej kampanii?
Przede wszystkim zespół potrzebuje wzmocnień. W szeregach naszych rywalek jest bardzo dużo kadrowiczek, a powołań nie otrzymuje się bez przyczyny. To świadczy o wysokich umiejętnościach zawodniczek z Lubina. Drużyna z Lublina potrzebuje piłkarek doświadczonych, ogranych. Takich, które w trudnych momentach wiedzą jak się zachować, panują nad emocjami, przesadnie nie ryzykują, zachowują zimną krew. Jednocześnie muszą to być piłkarki „topowe”. Nie potrzebujemy rewolucji. Potrzebna jest korekta składu. Istotna jest stabilizacja. Jeśli chcemy myśleć o podjęciu rywalizacji z Zagłębiem, obecny skład potrzebuje wzmocnienia kilkoma zawodniczkami z wysokiej półki.
Drużyna 22-krotnych mistrzyń Polski całkiem niedawno przeszła kadrową rewolucję. Zespół został też dosyć mocno odmłodzony. Efekt sportowy wciąż nie jest w pełni zadowalający, ale może widoczne są już jakieś pozytywne efekty tych działań.
To nie jest czas na podsumowania. Na pewno można jednak powiedzieć, że fajnie prezentują się skrzydłowe. Mamy solidnie obsadzoną bramkę. Patrycja Noga po latach gry w obronie zaczyna być coraz pewniejszym punktem naszego zespołu także w ataku. Dominika Więckowska rozgrywa często bardzo dobre mecze. Potrafi wziąć na siebie ciężar gry. Powinna jednak prezentować bardziej stabilną formę. W końcu gra w tej drużynie już od dłuższego czasu. Zdarzają się jej wciąż spotkania, w których mogłaby dać od siebie więcej. Jej siostra, Magda z pewnością jest niezwykłym talentem. To diament, który musi chcieć dać się oszlifować i przekonać do pewnych rozwiązań. Nikt nie ma wątpliwości, że jest to bardzo perspektywiczna zawodniczka. Ma potencjał, by zostać pierwszą strzelbą biało-zielonych. Ma ku temu predyspozycje. Często notuje trafienia niezwykłej urody. Często też pod wpływem emocji ucieka jej ręka, a wraz z nią skuteczność. Cieszy też powrót do dobrej formy Pauliny Masnej. Jest pewnym punktem tego zespołu. Po urazie Romki Roszak też już nie ma śladu. Znów dobrą robotę wykonał Paweł Woliński. Romce wciąż brakuje ogrania i treningów z zespołem. Myślę, że każdy trening będzie skutkował lepszą formą naszej rozgrywającej.
Na jakich pozycjach biało-zielone szczególnie potrzebują wspomnianych wzmocnień?
Na pewno potrzebne są dwie, trzy zawodniczki z tyłu na rozegraniu. Mam tu na myśli szczypiornistki, które mają wysoko rozwinięte umiejętności defensywne i wniosłyby sporo jakości oraz spokoju w rozgrywaniu akcji. Są zawodniczki wybitnie uzdolnione ofensywnie, które w obronie nie dają zespołowi tej jakości. My potrzebujemy piłkarek kompletnych. Szczypiornistek solidnych w defensywie i posiadających wysoko rozwinięte umiejętności techniczno-taktyczne w ofensywie. Takich, które dadzą spokój w obronie, ale też będą szły do kontry i grały w ataku pozycyjnym. Piłkarek, które wprowadzą oszczędność na zmianie. Piłka ręczna dziś mocno przyspieszyła. Czasami nie ma możliwości każdorazowego przeprowadzania zmian obrona-atak. Istotne jest też doświadczenie tych zawodniczek, by w trudnych sytuacjach ta ręka nie drżała. Mówię o szczypiornistkach, które zapewnią w każdym meczu po 5,6 bramek na wysokim procencie skuteczności i będą waleczne w obronie. Takich wzmocnień ten zespół potrzebuje.